KRÓTKI  TRAKTAT  O  PEWNYM  POECIE

 

Jest koniec zeszłego wieku, o pardon – przed zeszłego, czyli koniec XIX wieku -  Francja, uściślijmy – Paryż. Od 1889 roku, roku jak najbardziej przełomowego w dziejach sztuk, zarówno tak  plastycznych jak i literatury, nad Paryżem góruje wieża  Eiffla, a Moulin Rouge – świetnie „wypromowany” (pamiętajmy – takie słowo w ówczesnym świecie jeszcze nie funkcjonowało) przez znakomite w swej kompozycji i nowatorstwie plakaty Henri Toulouse-Lautreca, no i oczywiście kankana – istniało pełnią życia:  tańca, namiętności, absyntu, dymu opium. Paryż, na którego ulicach skrajna bieda malarzy i pisarzy miesza się z bogactwem mieszczuchów...

            Jakże żałuję, że nie mogłam uczestniczyć w tym osobiście, że nie mogłam usłyszeć jak Apollinaire odwiedzając Chagalla (na marginesie – Chagall był bez wątpienia jedynym tak lubianym przez poetów malarzem), oglądając płótna krzykną: „To nadnaturalne, jest pan nadnaturalistą!”. To było bliskie narodzin surrealizmu – ten okrzyk zawierał już myśl, którą miał ostatecznie ukształtować André Breton.

            Mogłabym tu wspomnieć niezliczoną ilość nader intrygujących, ciekawych, czasami i kontrowersyjnych osób, tworzących klimat tamtych czasów, które widzę oczami wyobraźni jak przemykają pomiędzy końmi i powozami po uliczkach Montparnasse (w tym czasie dzielnica ta miała jeszcze charakter na wpół wiejski! ).

            Ale tym razem uwagę chciałabym zwrócić na wspomnianego już wcześniej poetę, polskiego pochodzenia (ojciec jego był polskim oficerem spod Nowogródka, matka Włoszką) – Wilhelma Apolinarego Kostrowickiego, później znanego jako Gulillaume Apollinaire (w skrócie G.A.). Twórczość Apollinairego uznana jest za klasykę. Z tego co wiem, to CAŁA twórczość. Specjalnie wyróżniłam „całość”, ale do tego tematu wrócę później. G.A. znany jest przede wszystkim jako poeta, no cóż, w końcu tak zadebiutował i dostępna literatura to zbiory wierszy Alkohole, Kaligramy. I jako takiego bardzo go cenię.

Jednak bardzo szczególne znaczenie mają dla mnie dwa utwory będące prozą poetycką. Pierwszy z nich to  Onirokrytyka, która powstała 1908 roku. Jest to swoisty zapis snu – swoisty, bo można tu dostrzec zamierzoną konstrukcję utworu, pewnego rodzaju powtarzalność obrazów, sekwencji; jedynie nierealność przedstawionego obrazu sugeruje, że to sen. Gorąco polecam sięgnąć po tę pozycję.  Bardzo ciekawym by, było samemu mieć taki sen... No cóż marzenie. Ale jeszcze większym, ujrzeć jako film trójwymiarowy Gnijącego Czarodzieja (wersja ostateczna z  1909r). Pozycja ta jest dla mnie niemalże najważniejsza z wszystkich jakie do tej pory przeczytałam; już sam tytuł brzmi niezmiernie kusząco .... G.A. nadał temu utworowi konstrukcję, prawie gotowego, scenariusza; nie wymagałby więc zbyt wielu przeróbek, by mógł powstać film... fantastycznie surrelistyczny! W tym miejscu mogę się przyznać, że Narodziny są napisane pod niewątpliwym wpływem Gnijącego Czarodzieja; większość postaci występujących w Narodzinach (chociaż jest to wersja skrócona) to postacie z Czarodzieja, zresztą jest i więcej elementów wspólnych. Ale aby je znaleźć należy przeczytać Gnijącego Czarodzieja. Namawiam do poddania się wyobraźni G.A. i swojej własnej.

Polecam także opowiadania zawarte z zbiorach Heretyk i s-ka, Poeta zamordowany, eseje, czy też wspomnienia o malarzach. Najlepiej jeśli to będą to tłumaczenia Adama Ważyka i Artura Międzyrzeckiego – oddają one bowiem w sposób najbardziej zbliżony  oryginałom, ich nastrój, emocje, etc.

            Ach, na koniec wracam do „całości”. Praktycznie w żadnych wzmiankach o G.A. nie znajdzie się informacji, ba nawet podanych tytułów dwóch utworów. Ja wiem tylko o przetłumaczonym jednym z nich i to przez dwie niezależne osoby. Miałam tę wątpliwą  przyjemność (sic!) przeczytać oby dwie wersje. Na marginesie dodam, że nikt z moich znajomych nie przebrną nawet przez jedną wersję! Zmogłam, wierna G.A. i przyznam, że tłumaczenie Czesława Biela jest naprawdę o wiele lepsze niż Marianny Markowskiej; no cóż nie można oczekiwać, by „męską” (pisaną przez mężczyznę)  pornografię dobrze przetłumaczyła kobieta; „męskie” tłumaczenie jest dużo subtelniejsze (!!!) – o ile pornografia może być subtelna. To pozostawiam już do Waszej oceny. I miłościwie podam zainteresowanym tytuł: 99 dziewic, czyli miłostki pewnego hospodara.       

            Bierzmy się więc za klasykę (!).

 

 

 

 

                                                                                                            Nemesis